sobota, 19 lutego 2011

Kwadraty na Czekoladowy Weekend.


Niespodziewane prezenty. Kto ich nie lubi :-) Oczywiście tylko te miłe są przyjemne. Ale moim zdaniem efekt zaskoczenia odgrywa dużą rolę. Bo jak tu się nie uśmiechnąć, kiedy mamy poważny problem, a ktoś przychodzi z pomocą. Nagle wszystko się wyjaśnia  i staje proste.


Ja dostałam dzisiaj dwa prezenty. Jeden rozwiązujący pewną sprawę, zajmującą mnie od jakiegoś czasu. Drugi - mały drobiazg wywołujący śmiech. Oba są cudowne. Mam nadzieję, że Wy też mieliście dobry dzień :-) Ja na swój nie mogę narzekać.
Bałam się, że nie zdążę z tym postem. Niestety mam problemy z internetem, więc z góry przepraszam, że ostatnio nie odwiedzałam Waszych blogów.
Mam dla Was dzisiaj mocno czekoladowe kwadraty. Kiedy je upiekłam, nie sądziłam, że aromat tak długo będzie się unosił w domu. Siekajcie czekoladę na naprawdę grube kawałki (w moim przypadku kawały). Po upieczeniu i ostygnięciu będą przyjemnie chrupały.

Czekoladowe kwadraty 

125g masła, 200g czekolady (pół na pół mleczna z gorzką), 140 g cukru pudru, 2 jajka, łyżeczka esencji waniliowej, 115g mąki, spora garść migdałów

Masło i posiekaną gorzką czekoladę rozpuszczamy w mikrofalówce (lub kąpieli wodnej. Studzimy. Roztrzepujemy jajka z esencją. Łączymy z czekoladową masą. Dodajemy przesiany cukier puder z mąką i dokładnie mieszamy. Wylewamy do blaszki wyłożonej papierem do pieczenia. Posypujemy posiekanymi migdałami i kawałkami czekolady mlecznej (wciskając je). 
Pieczemy w nagrzanym do 175 stopni piekarniku przez ok 16 minut. Kroimy ciepłe. 



A niedługo - babcine pączki. Najlepsze.

piątek, 11 lutego 2011

Bananowe wieże.


Zmiany. Pytanie czy na lepsze. A to się dopiero ma okazać.
Lubicie je? Kiedy znienacka wkradają się w nasze życie. Nieproszone. Nieuniknione. U mnie bywa różnie. Czasem niepotrzebnie się ich obawiam. Innym razem wprost wypatruję czegoś z utęsknieniem. Ostatnio dużo się dzieje. Problem w tym, że nie potrafię jeszcze przewidzieć konsekwencji tych wydarzeń. A wierzcie, że dla mnie nie ma gorszego stanu od niepewności.


Kiedy mam za dużo czasu, przypominają mi się różne rzeczy. Ostatnio myślałam o pewnej książce. Jedyne, co z niej pamiętam – głównym bohaterem był pisarz. Najbardziej z tego obrazu wyłania się jego miłość do książek (wiem, nadzwyczaj niespodziewane). Jest jeszcze COŚ. On uważał, że książki mają duszę. Dlatego, kiedy je czytamy, nie powinniśmy odkładać ich otwartych. Wiecie, o co chodzi, prawda? Od takiego porzucania naszych lektur, robią się rozwarstwienia w środku. Nie wiem dlaczego, ale ostatnio cały czas o tym myślę. I oczywiście używam przez to przeróżnych zakładek.
Gdy musimy myśleć o rzeczach istotnych, myślimy o głupotach. Ludzka natura zawsze daje o sobie znać w najmniej odpowiednim momencie :)


Dzisiejszy przepis pochodzi z programu Domowy kucharz. Te mufiny są bardzo szybkie w przygotowaniu. Nie rozpraszają zanadto. Wystarczy zamieszać, przełożyć do foremek i upiec.


Muffiny bananowe
Źródło: ‘Domowy kucharz’

1,5 szkl. mąki, ½ szkl. otrąb, 1 łyżka proszku do pieczenia, ¼ łyżeczki soli, łyżeczka gałki muszkatołowej, 2 dojrzałe banany, obrane, 2 jaja, 1 szkl brązowego cukru, niecała szkl. oleju roślinnego, 1 łyżeczka ekstraktu waniliowego

Rozgrzać piekarnik do 190 stopni C. Wymieszać mąkę, otręby, proszek do pieczenia, sól i gałkę muszkatołową. Rozgnieść banany i wbić do nich jaja, wymieszać. Dodać brązowy cukier, olej i ekstrakt waniliowy. Dobrze wymieszać i dodać do składników suchych. Mieszać, aż wszystkie składniki się połączą. Nakładać masę łyżką do formy na muffiny i piec, aż będą rumiane. Sprawdzić drewnianym patyczkiem, czy upieczone (ciasto nie może go oblepiać). Czas pieczenia wynosi ok. 12-15 minut.


sobota, 5 lutego 2011

Jabłuszko + lody.


Słyszeliście kiedyś określenie ‘falbanki’? Nie, nie chodzi o takie, które można znaleźć przy sukience czy firance. To zupełnie inne pojęcie.


 Falbanki to małe ploteczki, zabawne pogaduszki. Określa je tak babcia Róża z książki ‘Opowieści rodzinne’ K. Siesickiej. Takie i inne pomysły znajdziecie w tej ciepłej, cudownej opowieści. 


 Bo czy wpadlibyście na to, że ludzi można określać kolorami?? Babcia Róża wpadła. I tak np. ma syna – Zielonego Adama. Zastanawiałam się, jaki kolor pasowałby do mnie.


Dzisiaj prosty, szybki deser. W sam raz na niezapowiedziane odwiedziny i falbanki :)
Początkowo może Wam się wydać, że to przepis na suflet, ale sufletem nie jest. Dlatego właśnie piana nie może być ubita na zupełnie sztywno. Po wstawieniu do piekarnika mus wyrośnie, po czym wystrzeli jak wulkan i opadnie. A opaść musi, ponieważ potrzebny nam dołeczek na gałkę lodów. Próbujcie :-)

Mus na ciepło

2 jabłka, 2 białka, łyżeczka cukru waniliowego, ok. pół szklanki cukru pudru, cynamon

Obrane i pokrojone jabłka dusimy na patelni (podlewając wodą). Gdy będą miękkie, przekładamy do większej miski, dodajemy cukier waniliowy i mieszamy. Odstawiamy do przestudzenia. Do białek dodajemy szczyptę soli i ubijamy na półsztywno. Dosypujemy puder, ubijamy dalej. Odkładamy 2 łyżki, a resztę dodajemy do miski z jabłkami i delikatnie mieszamy. Napełniamy kokilki do 2/3 wysokości. Na wierzch wykładamy po łyżeczce piany i rozsmarowujemy. Sypiemy cynamonem i wstawiamy do nagrzanego do 200 stopni piekarnika na ok. 15 minut. Podajemy na ciepło z kulką lodów.