Dzisiaj jak weszłam do sklepu, to mało brakowało, a zgniotłyby mnie półki. Wypakowane po sam sufit pączkami. A właściwie pączkopodobnymi kulkami.
Dla mnie najlepsze pączki robi babcia. I to przez Nią trudno mnie w tej kwestii zadowolić. W każdych coś mi nie pasuje. A to marmolada nie taka, inne śmierdzą starym tłuszczem.
I jak pomyślę o kręceniu nosem i krzywieniu się na sam widok kupnych kulek, to czuję się jak lustrzane odbicie babci :)
Na szczęście my swoje pączki zrobiłyśmy, więc tłusty czwartek możemy zaliczyć do udanych. To przepis mojej prababci i jest tu parę udziwnień, z którymi chcę się podzielić.
Początkowo babcia wyrabiała ciasto godzinę. I lepiej było nie pytać dlaczego! :-) Teraz kładzie mąkę rano na kaloryfer (żeby dobrze wyschła i się ogrzała), a popołudniowe wyrabianie trwa znacznie krócej.
Co do nadzienia - babcia toleruje tylko twardą, wieloowocową marmoladę. Ja lubię trochę pomieszać. Różany aromat jest dla mnie podstawą. Dlatego dodaję zawsze parę łyżeczek marmolady różanej do wszelkich nadzień ciasteczkowych, rogalikowych i pączkowych. Przyjaciółka ostatnio mi opowiadała, że jej babcia nadziewa pączki wiśniami moczonymi w rumie. Myślę, że takie połączenie baaardzo by mi smakowało. Szkoda nam tylko Oliego, bo jako jedyny nie mógł spróbować pączków :-)
PĄCZKI
1 kg mąki, 8-10 żółtek, ¼ szkl. cukru, ½ kostki masła, 8 dkg drożdży, zapach rumowy i waniliowy, ½ l. mleka, łyżka oleju
Rano żółtka posolić lekko i odstawić (nabiorą pokojowej temperatury, a dzięki soli, usmażone pączki będą miały, ładny, żółty kolor).
Mąkę przesiać do dużej miski. Zrobić dołek, wkruszyć drożdże. Wlać ½ szkl. mleka, podsypać odrobiną cukru i zarobić łyżką. Gdy wyrośnie (ok. pół godziny) – dodawać po kolei pozostałe składniki: żółtka, olej, rozpuszczone i ostudzone masło, resztę mleka i cukru oraz zapachy – cały czas wyrabiając. Odstawić do wyrośnięcia w ciepłe miejsce (przykryte ściereczką).
Nadziewać ulubioną marmoladą i smażyć w silnie rozgrzanym tłuszczu (!).
Do smażenia: 1,5kg smalcu, ½ szkl. oleju.
Aby zobaczyć czy tłuszcz jest wystarczająco rozgrzany – wrzucamy kawałek ziemniaka, kiedy się zrumieni, możemy wrzucać pączki.
Kasiu, mnie też dzisiaj pączki przygniatały na każdym kroku.A że nie przepadam,to podwójnie.
OdpowiedzUsuńA babcine na pewno najlepsze!
Wszystko co babcine jest najpyszniejsze nie ma co się oszukiwać :)
OdpowiedzUsuńKasiu, dziękuję za słowa uznania. Widzę u Ciebie też pączki, chyba żeśmy się spóźniły, wszystkie blogerki już usmażyły!
OdpowiedzUsuńWspaniałe, puszyste te Twoje pączki.
ładnie i samkowicie Twoje wyglądają! Mnie żadne kupione wczoraj nie usatysfakcjonowały-ilość nie przełożyla sie na jakość:(
OdpowiedzUsuńJa wczoraj nie zjadłam żadnego kupnego ;). Odgrzałam sobie dwa ostatnie pozostałe po smażeniu kilka tygodni temu i przypomniał mi się ten smak... ! Przepis Twojej prababci zapisuję, bo lubię czasem takie retro przepisy.
OdpowiedzUsuńPrzepisy wykorzystywane w domu od pokoleń są najlepsze!! Uwielbiam wszystkie i każdy dokładnie zapisuję, który dostanę od swojej babci ;) Także ściskam :) Miłego weekendu!!
OdpowiedzUsuńu nas kupne tez nie wchodzą w grę, szczególnie w ten dzień :) Twój przepis bardzo ciekawy :)
OdpowiedzUsuńmój tłusty czwartek był niestety bardzo chudy, ale odbiję to sobie w tłustą sobotę :) śliczne pączusie!
OdpowiedzUsuńja też jestem zdania, że to Babcie robią najcudowniejsze pączki. i żałuję bardzo, że ja już nigdy nie zjem tych przygotowanych przez moją.
OdpowiedzUsuńwspaniałe są te Twoje pączki! Babcie robią zdecydowanie najlepsze :)
OdpowiedzUsuńWspaniałe Kasiowo - Babcine pączki.:)
OdpowiedzUsuńMoja mama robi paczki z różnym nadzienie, ale z wiśnią z syropu, drylowaną są zawsze i te zawsze lubiłam najbardziej.:)