Bo naprawdę takie właśnie były! Dotarliśmy na miejsce w Wielki Piątek. Od Niedzieli Wielkanocnej rozbijaliśmy się po południowej Francji. Ponownie zostałam oczarowana Prowansją, pieczywem, Morzem Śródziemnym i Alpami. Ponownie stwierdziłam, że kiedyś NA PEWNO tam zamieszkam. I pomimo mojego upośledzenia w kwestii nauki języka francuskiego jestem pełna nadziei.
Przygotujcie się na przewijanie, zdjęć będzie więcej niż zwykle :)
W Pérouges opchaliśmy się tartą z masłem i cukrem. Jest sprzedawana prościutko z okien pięknych kamieniczek. A ja głupia, zrobiłam bardzo mało zdjęć i teraz nad tym boleję. Na swoje usprawiedliwienie mam pogodę, która nie sprzyjała porywającym ujęciom, ponieważ padało. Na szczęście tartę zdążyłam uchwycić :)
Następnego dnia było Taizé. Tym razem świeciło nam słoneczko, więc mieliśmy możliwość pospacerowania i rozejrzenia się po okolicy, która była naprawdę urzekająca. Czy tylko ja mam bzika na punkcie tych okiennic? Są cudowne!
Sklep z ręcznie robionymi przez Braci naczyniami (chciałam wziąć pod pachę wszystko co uniosę):
... i opactwo w Cluny, które również udało nam się odwiedzić tego samego dnia:
Ogród był piękny!:
Sklepy oczywiście pozamykane, ale wystawy nieziemskie :)
...i te uliczki:
Największym powodzeniem i przyciągającym uwagę osobnikiem okazał się nasz Leoś. W każdym z odwiedzanych miejsc, znalazły się osoby, które nas zatrzymywały i wypytywały o 'takiego słodkiego pieska'. Najbardziej barwną z nich okazała się Pani z galerii obrazów, która niczym nieskrępowana porwała go na ręce, wyściskała i stwierdziła, że brakuje mu tylko cygara, a wyglądałby jak Churchil.
kocham Bretanię i ciężko by mi było przyznać, że jakiś region może konkurować pięknością, ale Prowansja jest niebezpiecznie blisko :)
OdpowiedzUsuńoooh Francji ciężko jest się oprzeć ))
OdpowiedzUsuń