Są takie potrawy, które najbardziej smakują u babci. Wspólnym przygotowaniom towarzyszą wtedy rozmowy. O chwilach, które nam ostatnio umknęły. Wydarzeniach, które nie powinny mieć miejsca. Osobach, które się zagubiły.
Lubię słuchać tego, co babcia ma do powiedzenia na takie tematy. Lubię jej powiedzonka w stylu: ‘każdy cyrk ma swoje małpy’ :)
Wiem, że choć nie zawsze się z nią zgadzam, ona stoi za mną murem. Tępi moje ‘cholery’ rzucane na wszystkie strony, zbyt lekki ubiór i głupie, nowe poglądy. A kiedy już obgadamy to wszystko, co nas ominęło, możemy zajadać się tymi pysznościami.
Z oponkami to jest tak, że zawsze, kiedy babcia pytała, na co mamy ochotę, odpowiedź była niezmienna. A ona niestrudzenie zaspokajała nasze zachciewajki.
Za latanie z aparatem podczas ciężkiej pracy w kuchni, mało mnie nie zabiła! :) I jeszcze za bawienie się mąką. Do tego nie pozwoliła sobie robić zdjęć. Boooooo: 'jestem nieuczesana!!' :) To przecież takie oczywiste.
Babcine oponki
0,5 kg mąki, 0,5 kg sera białego, 5 jajek (2całe, 3 żółtka), cukier waniliowy, łyżeczka proszku do pieczenia, łyżeczka sody
Z podanych składników zagniatamy twarde ciasto. To konsystencja z rodzaju tych, które wymagają siły (żeby rozbić drobinki sera), dlatego nie bawimy się, a zdecydowanie wyrabiamy. Aha! Jeśli macie ochotę, możecie dodać ulubiony aromat. My dałyśmy ostatnio arakowy. Ciasto grubo wałkujemy i wycinamy takie placuszki jak na zdjęciach. Do mniejszej dziurki użyjcie kieliszka albo nakrętki od butelki.
Smażymy w mocno rozgrzanym tłuszczu (pół na pół olej ze smalcem). Żeby sprawdzić czy tłuszcz jest wystarczająco gorący – wrzucamy kawałek obranego ziemniaka. Jak się zarumieni, możemy wrzucać oponki. Po usmażeniu odsączamy na papierowym ręczniku. Kiedy przestygną, obtaczamy w cukrze pudrze. Smacznego!