czwartek, 11 listopada 2010

Pizza?


W żadnym wypadku! To stwierdzenie mojej drogiej współlokatorki Kanapki. Ależ ona ma pomysły. A nawet jeśli wygląda pizzowo, to wcale tak nie smakuje. Musicie wierzyć mi na słowo lub spróbujcie sami. A drożdżowe z przepisu Liskowego.

Bułeczki
CIASTO: 500g mąki, 20g świeżych drożdży, 3 żółtka, 60g drobnego cukru, 60g miękkiego masła, ok. 200 ml letniego mleka, szczypta soli
FARSZ: opakowanie budyniu waniliowego lub śmietankowego na 0,5l mleka, 6łyżek cukru, małe opakowanie serka wiejskiego, 3 spore garści malin.
LUKIER: 3łyżki rumu, ok. ¾ szkl. cukru pudru

Na początek zajmijmy się ciastem. W 1/3 szkl. mleka rozpuśćcie drożdże i łyżkę cukru (ja dodaję też trochę c. waniliowego). Odstawić do wyrośnięcia na 30 min. Dodajcie resztę składników i wyróbcie (masło ma być rozpuszczone i wystudzone, żółtka w temp. pokojowej – należy je wcześniej wyjąć z lodówki). Do wyrośnięcia na 1h.
W międzyczasie bierzemy się za farsz. Gotujemy i studzimy budyń. Proponuję dodać mniej mleka – będzie bardziej zwarte. Gdy się schłodzi, wrzucamy serek i maliny, mieszamy.
I najtrudniejsze zadanie J Rozwałkujcie ciasto na prostokąt i wyłóżcie na nie farsz (nie za dużo, bo wypłynie). Należy zachować odstęp od każdej krawędzi - ok. 3 cm. I zwijamy w ślimaka, a następnie kroimy na plastry. Nie jest to łatwe, bo jeśli przyszaleliśmy z farszem, wszystko będzie się mazało. Proponuję pomóc sobie nożem w przekładaniu bułeczek na blachę wyłożoną papierem do pieczenia. Zostawiamy na ok. 15 min żeby podrosło. Piekłam w temp. 180 stopni przez 15 minut.
Przestudzone pizzunie grubo smarujemy ukręconym łyżeczką lukrem. 


Rozdział I – Smakosz wyrusza na łowy.
Dla nikogo nie jest tajemnicą, że polowanie to sport twardych mężczyzn. I nie, nie śmiejcie się, że kobiety nie radzą sobie w te klocki, bo czasem są nawet lepsze. Ja niestety ograniczam się do płaczu nad zabitym zającem, więc podobne imprezy omijam szerokim łukiem. Ale Smakosz toooo, co innego. Kiedy wdziewa Swe żołnierskie, zielone porty i pakuje broń, wygląda NAPRAWDĘ groźnie. Potrafi przesiedzieć na ambonie w dzikiej puszczy calutki dzień (a my, jako kochająca rodzina, strasznie lamentujemy z tegoż powodu).
Ostatnie łowy okazały się dla Niego nie lada gratką. Nie dość, że miał kompana, to jeszcze wyruszył z Nimi prawdziwy pies myśliwski. I czym to zaowocowało? Piękną, opierzoną kaczką. A kiedy wrócili do domu, to… no, dopiero się działo.
Smakosz: Chcesz kaczkę?
Kazik: Oszalałeś?!!!!!!!
S: No, o co Ci chodzi, ugotujecie sobie z dziewczynami rosół. Musicie coś tam jeść.
K: Ale nie kaczkę! Kto to oskubie?
S: Wy. Na balkonie.
Kaczki nie wzięłam. Choćby z tego powodu, co pomyślą sąsiedzi widząc fruwające po osiedlu pióra. A Smakosz? No cóż, chyba nie muszę tłumaczyć, że poczuł się urażony.
OPIS pogoni: ‘Kazik, słuchaj! Widzimy ją, ona fight, fight, fight, Smakosz pif-paf i po niej’.
Szalona rodzina ;|

Mi zostało trochę farszu, dlatego zapakowałąm go w pojemnik i zjadłam na zajęciach. Myślę, że dzieci też nie pogardziłyby takim drugim śniadaniem do szkoły.



5 komentarzy:

  1. taka slodka pizza bardzo mi odpowiada:) drozdzowe ciasto i budyniowo-owocowe nadzienie... mniam:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Aśka mówiła, że to jedna z najlepszych rzeczy jakie zrobiłaś :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jakie pyszniaste ,mniaam:)) Pyszna taka słodka pizza:)
    Pozdrowienia:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Oo, takie na zajęcia to faktycznie dobry pomysł! Sto razy lepsze i zdrowsze niz kupione na uczelni :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Słodkiej pizzy jeszcze nie jadłam, wygląda i brzmi świetnie !:)

    OdpowiedzUsuń